Myślisz o dawno nie widzianym znajomym, aż tu nagle wpadasz na niego na ulicy. Zauważasz, że wokół Ciebie powtarzają się podobne zdarzenia, widzisz te same elementy, liczby itp., choć nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Twoje marzenia senne z zaskakującą precyzją odnoszą się do zdarzeń, o których nie możesz nic wiedzieć. Wpadasz na ten sam pomysł w tym samym momencie, co osoba przebywająca w dużej odległości od ciebie. Szukasz odpowiedzi na dręczące Cię pytanie, aż tu nagle zupełnie niespodziewanie „wpada Ci ona w ręce”…

Możemy wyliczać w nieskończoność, co nie zmieni faktu, że większość nazwie to ze spokojem w głosie „przypadkiem”. Czy jednak to nam wystarcza? Mi osobiście nie, stąd też starałem się dowiedzieć, czy ktoś coś w tej materii próbował wyjaśnić. Na drodze poszukiwań natrafiłem na wiele mniej lub bardziej złożonych koncepcji, które tłumaczą takie „zbiegi okoliczności”. Niewątpliwie jednak najbardziej przemówiła do mnie teoria synchroniczności zaprezentowana przez szwajcarskiego psychiatrę Carla Gustava Junga. W tej notce przedstawiam ją od podstaw. Rozpoczynam od doświadczeń i historii, które spowodowały u Szwajcara chęć rozważenia tego zagadnienia. Następnie przechodzę do próby opracowania teoretycznego tej koncepcji, by potem wyklarować z tego definicje. Na koniec zaś dziele się jeszcze czterema, niezależnymi od Junga historiami (w tym dwoma moimi). Zapraszam do lektury! 🙂

I. O znaczących przypadkach – historie, które zainspirowały Junga do stworzenia koncepcji synchroniczności

Teoria synchroniczności z pewnością by nie powstała, gdyby nie obserwacje Junga w życiu osobistym i praktyce klinicznej, a także jego zainteresowanie przypadkami niemieszczącymi się w paradygmacie przyczyny i skutku. Przedstawię teraz kilka ciekawych wydarzeń, do których odwołuje się w swoich pracach Szwajcar – oczywiście jest to wybór, więcej można znaleźć w pracy Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych, która znajduje się w zbiorze Dynamika nieświadomości.

Na pierwszy rzut niech pójdzie historia, którą Jung zafascynował się jeszcze na studiach i podzielił się nią podczas spotkania korporacji studenckiej Zofinga w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Opowiedział on o tym, jak Emanuel Swedenborg w 1756 roku przebywając w Goeteborgu ujrzał w wizji pożar Sztokholmu. Co ciekawe, okazało się, że wydarzenie to miało miejsce w tym samym momencie, w którym „widział” to szwedzki uczony1. Był to bardzo wyraźny zbieg okoliczności, nie dający się wyjaśnić w racjonalny sposób.

Przejdźmy teraz do czasów, kiedy Jung był już psychiatrą i doświadczył podobnej historii na własnej skórze. Otóż prowadził on kiedyś psychoterapię dla wszystkowiedzącej kobiety o stricte racjonalnym, kartezjańskim podejściu do życia. Przekonania pacjentki sprawiały, że o postępie w analizie nie mogło być mowy, stąd też Szwajcar miał nadzieje, że prędzej czy później wydarzy się coś, co wytrąci ją z równowagi. Stało się to pewnego dnia, w którym kobieta na sesji opowiadała swoje ostatnie marzenie senne – śniło jej się, że dostała drogocenną, złotą ozdobę o kształcie skarabeusza. Jeszcze w trakcie jej opowieści coś stuknęło o szybę, Jung podszedł do okna, żeby sprawdzić co się stało i okazało się, że do pokoju próbował wlecieć owad. Psychiatra pochwycił zwierzątko, obejrzał i stwierdził, że jest to żyjący w Szwajcarii najbliższy krewny skarabeusza. Podszedł więc do kobiety, pokazał owada i powiedział „Proszę, to pani skarabeusz”. To wydarzenie sprawiło, że intelektualna bariera pacjentki runęła i całą terapię można było przez przeszkód dokończyć2. Skąd jednak wziął się w tamtym akurat momencie ten żuczek? Na gruncie przyczyny i skutku nie da się tego wyjaśnić.

Inna historia również dotyczy pacjenta Junga, lecz nie ma związku z procesem. Żona mężczyzny, którego leczył Szwajcar powiedział mu, że w jej rodzinie występowało dziwne zjawisko. Otóż w momencie śmierci jej babki, a potem matki przed oknem pokoju, w którym leżały kobiety, zbierały się duże ilości ptaków. Dla psychiatry historia ta był wyłącznie ciekawą opowieścią, aż do pewnego momentu. Po zakończonym procesie terapeutycznym Jung zauważył u mężczyzny pewne objawy świadczące o tym, iż może mieć on chore serce. Zalecił więc, aby człowiek ten udał się do lekarza, tam jednak okazało się, że spostrzeżenia Szwajcara były wyłącznie domysłami. Żona mężczyzny była przygotowana jednak na najgorsze, ponieważ, kiedy ten był u specjalisty, dach jej domu osiadła ogromna ilość ptaków. Mąż podczas powrotu do domu nagle zemdlał i został przywieziony do domu w agonalnym stanie, co współgrało z dziwnymi zbiegami okoliczności nawiedzającymi rodzinę kobiety3.

Kolejnym przykładem będzie praca naukowa Junga. Otóż w trakcie, kiedy badał on historycznie symbol ryby zdarzyły się następujące, znaczące przypadki. Przed południem psychiatra zapisał sobie łacińską inskrypcję „Człowiek całkowity od dołu do połowy jest rybą”, na obiad była ryba, ktoś przy stole przypadkiem wspomniał o zwyczaju „ryby kwietniowej”. Po południu natomiast spotkał byłą pacjentkę (proces skończył się parę miesięcy temu), która pokazała mu namalowane przez siebie obrazy przedstawiające rybę. Wieczorem ktoś natomiast dał Jungowi do obejrzenia pracę szydełkową przedstawiającą rybę i potwora morskiego. Następnego dnia zaś psychiatra wpadł na pacjentkę, której nie widział od dziesięciu lat – ta opowiedziała mu, że śniła jej się wielka ryba. Kilka miesięcy później opis tej serii przypadków został włączony w jakąś szerszą pracę, a po zakończeniu jej pisania psychiatra poszedł się przejść przed dom nad jezioro. Zauważył tam, że na murku przed wodą leży ryba długości nogi. Jung był pewien, że nikt oprócz niego tego dnia tam nie chodził (sam był tam kilkukrotnie), stąd też zwierze musiało zostać wyrzucone na brzeg przez samą wodę4.

Te i inne historie zaczęły prowokować Junga do rozważenia kwestii występowania znaczących przypadków na poważnie. Po tych przeżyciach trudno mu było je zbyć zwykłym: „To tylko zbieg okoliczności/przypadek”.

II. Podstawy teoretyczne – nowoczesna fizyka, filozofia, parapsychologia, psychologia nieświadomości (archetypy).

W literaturze przedmiotu można znaleźć dwie wersje odnośnie czasu, w którym Jung zaczął nazywać „synchronicznością” wydarzenia w stylu wyżej wspomnianych. Anthony Storr (psychiatra i krytyk psychologii analitycznej) uważa, że do słownictwa Szwajcara słowo to weszło już 1897 roku5. Joseph Cambray podaje natomiast, że dopiero w 1930 roku Jung po raz pierwszy odważył się publicznie wypowiedzieć to słowo6. Skłaniam się bardziej do tej drugiej tezy, gdyż w pracach sprzed tej daty nie udało mi się nigdy znaleźć tego leksemu. Być może Szwajcar jednak faktycznie już wcześniej wymyślił tę nazwę, lecz po prostu nie stosował jej oficjalnie jako psychiatra. Tak czy inaczej, na poważnie synchroniczność została opracowana i wydana dopiero w 1952 roku w formie pracy Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych (wcześniej [1951] wygłosił na podstawie materiału do tego tekstu wykład dla grupy Eranos). Miało to związek ze znajomością Junga z wybitnym fizykiem i noblistą Wolfgangiem Paulim7. Psycholog dzięki niemu mógł dowiedzieć się więcej o nowej fizyce, a także ponownie rozważyć niektóre wcześniej pominięte postulaty natury filozoficznej, czego efektem była redefinicja pojęcia archetypu. Ponadto Jung w kontekście synchroniczności zaczął interesować się również badaniami parapsychologicznymi, a nawet przeprowadził eksperyment astrologiczny. O tym wszystkim, po kolei opowiadam poniżej…

a) Nowa fizyka a teoria synchrocznoności

Gwoli ścisłości Jung zainteresował się odkryciami nowej fizyki już w 1911 roku. Gościł on bowiem u siebie w domu Alberta Einsteina (1911-1913)8, z którym rozmawiał na temat jego szczególnej teorii względności. Spotkania te zainspirowały Junga do rozważenia znaczenia względności czasu i przestrzeni w kontekście psychiki – w 1953 roku w listach wspominał, że był to pierwszy bodziec, z którego trzydziesty lat później wykiełkowała jego znajomość z Paulim i koncepcja synchroniczności9. Do względności miejsca i czasu wrócimy jeszcze w kontekście eksperymentów parapsychologicznych. Skupmy się teraz na Paulim…

Pauli zgłosił się do Junga w 1930 roku w trudnym stanie psychicznym. Jung przekazał jednak jego leczenie swojej uczennicy Erny Rosenbaum, ponieważ zbytnio interesował się postacią pacjenta, stąd bał się się, że będzie miał niekorzystny wpływ na proces jego zdrowienia10. Tak czy inaczej, psychiatra superwizował całą terapię, która zakończyła się powodzeniem. Warto też wspomnieć, że marzenia senne Pauliego stały się materiałem badawczym do pracy Junga pt. Psychologia a alchemia11. W 1946 roku fizyk i psycholog rozpoczęli współpracę intelektualną (spotykali się i korespondowali z sobą) dyskutując na temat znaczących zbiegów okoliczności. Obu naukowców łączyło z pewnością przeświadczenie, że oprócz przyczynowo-skutkowego świata zjawisk istnieje jeszcze inny, ukryty porządek rzeczywistości to, co widzimy, jest tylko jawną manifestacją tego, co istotnie leży u podstaw świata (podobnie uważał również fizyk David Bohm)12. Szwajcar dowiadywał się dzięki Pauliemu o podstawach nowoczesnej fizyki i zainspirowany ich innowacyjnością zaczął rozszerzać swoją koncepcję psychologiczną o nowy punkt widzenia13. Głównie chodzi mu o to, że prawa przyczynowości działają wyłącznie w stosunku do wielkości makrofizycznych (świata widzianego przez nas na co dzień). Mikrofizyczna rzeczywistość natomiast zachowuje się nieco inaczej, a więc nie można w jej kontekście posługiwać się wyżej wspomnianymi prawami natury – trzeba stosować inne sposoby/wzory, a wyniki nie są już pewnikami, lecz prawdopodobieństwami. Jung stwierdza więc, że przyczynowość jest względna (jest jedną z dopasowanych do odpowiedniego kontekstu możliwości tłumaczenia świata) – wymykają się jej wydarzenia jednorazowe, nieprzewidywalne w świecie nauk empirycznych (tzw. wyjątki od reguły)14. Szwajcar analogicznie uważa zatem, że przyczynowo-skutkowe myślenie związane jest z naszą świadomością, gdyż taką zasadę przyjmujemy do opisywania rejestrowanych przez nią zdarzeń. Inaczej sprawa ma się z nieświadomością, gdzie dominują czynniki irracjonalne – tu zasada przyczyny i skutku może okazać się faktycznie względna15. Pauli był zdania, iż kierunek myśli Junga jest niczym pomost łączący subiektywność z obietywnością – psychiatra był bowiem zdania, że badania na gruncie psychiki i fizyki dążą do jednego celu, którym jest wejście do idealnej rzeczywistości leżącej u podstaw wszelkiego bytu16. Rzeczywistości tą będzie oczywiście na nowo zdefiniowana nieświadomość zbiorowa – o tym jednak później.

Na koniec tego fragmentu trzeba jednak dosadnie zaznaczyć, że nie było żadnych (tak ważnych dla fizyki) obliczeń matematycznych uzasadniających nowe podejście psychiatry, lecz jedynie ogólne inspiracje, które naprowadzały jego myślenie na nowe tory. Jak to dobrze ujął Mirosław Piróg (badacz Junga) w wykładzie Atom i archetyp. Psychologia głębi a fizyka kwantowa w kontekście tytułowych dziedzin możemy mówić jedynie o pewnej analogii – fizycy nie do końca wiedzą, czym w istocie jest materia (choć mogą stosować w stosunku do niej wzory i obliczenia), tak samo jako psychologowie nie mogę powiedzieć, czym dokładnie jest nieświadomość (choć także mogą badać ją za pośrednictwem rozmaitych sposobów)17.

Przejdźmy teraz do mniej ścisłej dziedziny, która równie bardzo (a może i bardziej) wybrzmiała w koncepcji synchroniczności…

b) filozoficzne podstawy synchroniczności

Jung w swojej rozprawie o synchroniczności daleki jest od nazwania się prekursorem tej idei. Zauważa on bowiem, że już wcześniej w myśli światowej pojawiały się koncepcje, które opisywały rzeczywistość w taki sposób, iż znaczące zbiegi okoliczności nie były niczym nadzwyczajnym.

Szwajcar korzystając z badań i tłumaczeń swojego znajomego sinologa Richarda Wilhelma wykazuje, że wschodnia filozofia w postaci Taoizm oraz księgi I Cing określa wszystko jako niepodzielną jedność. Ważnym elementem takiego sposobu pojmowania rzeczywistości jest „Tao”, które nie przejawia się w świecie zmysłów, a mimo to pozostaje jego organizatorem18. Mamy więc tutaj do czynienia z podobieństwem do postulatów Pauliego i Bohma odnośnie „ukrytego porządku”. Jung pokazuje jednak, że również w tradycji Zachodu (od starożytności do XIX wieku) istnieli uczeni, którzy pojmowali świat w podobny sposób, a są nimi: Hipokrates, Platon, Filon z Aleksandrii, Teofrast, Plotyn, Pico Della Mirandola, Albert Wielki, Paracelsus, Agrippa von Nettesheim, Johann Kepler, Johann Wolfgang Goethe, Gottfried Wilhelm Leibniz. Każdy z tych myślicieli uważał na swój sposób, że człowiek jest w jakiś sposób połączony z całym Wszechświatem19. W świetle takiego podejścia do rzeczywistości nie można rzecz jasna uznać zjawisk wykraczających poza przyczynowość za nieistniejące.

Jung w swoich początkowych rozważaniach pominął jednak jedną ważną postać, co zauważył Pauli20. Otóż fizyk pokazał Szwajcarowi traktat Artura Schopenhauera, w którym to autor podejmuje próbę systematycznego wytłumaczenia znaczących przypadków. Próba ta jest dla Junga na tyle znacząca, że aż nazywa uczonego „ojcem chrzestnym rozwijanych przez siebie poglądów” – poświęćmy więc jej chwilę. Otóż filozof próbuje tłumaczyć funkcjonowanie rzeczywistości na podstawie siatki równoleżników i południków. Południki są tutaj zjawiskami pojmowanymi przyczynowo, natomiast przecinające równoleżniki to subiektywne doznania indywiduum – oznacza to, że człowiek jest uwikłany w sieć połączeń pomiędzy wydarzeniami, które przenikają się nawzajem często bez widocznej gołym okiem przyczyny. Dodać do tego należy, że według Schopenhauera całym światem rządzi siła zwana „wolą”, z której to wyrastają południki, by potem łączy się ze sobą za pomocą równoleżników. Jung szanuje próbę swojego poprzednika, bo traktuje on problem poważnie i mierzy się z jego tłumaczeniem, widzi w wywodach filozofa jednak wadę – nie ma stworzonych żadnych reguł na mocy, których wydarzenia mają się łączyć, a poza tym, wciąż występuje tu przyczynowość w postaci determinizmu (to „wola” jest przyczyną wszystkiego)21. Szwajcar szuka więc innego rozwiązania problemu, o czym w dalszej części notki…

c) eksperymenty Rhine’a i Junga a synchroniczność

Jung oprócz inspiracji nową fizyką i filozofią zainteresował się też badaniami parapsychologicznymi prowadzonymi przez Josepha Banksa Rihne’a (psycholog również z nim korespondował)22. Dotyczyły on pozazmysłowego postrzegania (ESP) oraz psychokinezy (PK). Przyjrzyjmy się tym eksperymentom23.

W jednym z badań ESP wykorzystywano dwadzieścia pięć kart z symbolami geometrycznymi (gwizda, kwadrat, koło, dwie fale, krzyż) – po pięć z każdego rodzaju. Karty te zostały wymieszane i rozłożone na stole. Prowadzący eksperyment przebywał w pomieszczeniu z karatami, badany natomiast siedział w innym pokoju. Zadanie było takie, że eksperymentator odkrywał kartę, a probant w tym momencie mówił, jaki symbol na niej widnieje. Wyniki były rozmaite, lecz istniały przypadki, gdzie przekraczano prawdopodobieństwo trafienia, a nawet takie, gdzie udawało się odgadnąć poprawnie całą talię. W dalszych badaniach sprawdzano, czy na jakość wyniku wpływa odległość i, co ciekawe, nawet przy dystansie 5600 kilometrów osiągano podobne jak wyżej rezultaty. Trzeba nadmienić, że przy takim dystansie wchodziła w grę różnica czasowa – odsłanianie kart działo się po prostu w przyszłości.

Eksperyment dotyczący psychokinezy miał związek z kośćmi do gry – badany rzucał nimi z intencją wyrzucenia odpowiedniej liczby oczek. Rezultaty okazały się zadowalające, w szczególności wtedy, gdy stosowano większą ilość kostek. Podczas badań zauważono, że wyniki korelowały ze stanem psychicznym probanta – nudzenie się lub brak zainteresowania nie przynosiło rezultatów, natomiast pozytywne nastawienie do eksperymentu pomagało w osiągnięciu miarodajnych efektów.

Powyższe informacje pokazały Jungowi, że z psychologicznego punktu widzenia czas i dystans nie grają żadnej roli. Odległość można zredukować do zera, jeśli osiągnie odpowiednie stan psychè, a czas z kolei staje się względny, bo trudno o nim mówić, kiedy badane wydarzenie pochodzi z przyszłości. Psycholog dowodzi tym samym, że istnieją na świecie zjawiska, których nie sposób wytłumaczyć przyczynowo (w oparciu o dwa wyżej wymienione czynniki24. Pojawia się tutaj względność miejsca i czasu, którą inspirował się Szwajcar w rozmowach z Einsteinem.

Po powyższym można stwierdzi, że Jung znalazł naukowe wytłumaczenie zjawiska synchroniczności. Nic z tych rzeczy, ponieważ parapsychologia nie przechodzi podstawowych testów naukowych, o czym więcej można posłuchać pod linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=ZQcNHa5EqDQ. Ponadto Pauli nie był zadowolony z tego, że psycholog powoływał się na badania Rhine, uważał on bowiem, iż nie mają one podstaw archetypalnych. Fizyk był bowiem zdania, iż to właśnie w kontekście nieświadomości zbiorowej powinno się szukać wytłumaczenia fenomenu synchroniczności25. Jung został przekonany do tego pomysłu, stąd też w dalszej części pracy zajmuje się archetypami w kontekście znaczących przypadków. Nie wycofał się jednak z prezentacji powyższych eksperymentów, gdyż pokazują one względność czasu i odległości, a także kondycje psychiczną, która sprzyja występowaniu czegoś poza przyczynowością – te elementy w całości koncepcji są niezmierne ważne.

Zanim przejdziemy do archetypów, omówmy kolejną rzecz w kontekście synchroniczności, od której chciał odciągnąć Junga Pauli – chodzi o astrologię26. Otóż psycholog interesował się praktykami wróżebnymi m.in. za sprawą wcześniej wspomnianej filozofii Wschodu. I Cing to bowiem księga przedstawiająca metodę przepowiadania przyszłości. Działa to w ten sposób, że zadajemy pytanie i albo dzielimy łodyżkę krwawnika, albo rzucamy monetami, potem na podstawie wyników rysujemy heksagram, a następnie odczytujemy jego znaczenie w postaci sentencji. Oczywistym dla Szwajcara było, że działa w tym kontekście jakaś sensowna zbieżność, bowiem sam kilka razy skorzystał z tej metody i dostał ciekawe, trafne odpowiedzi27. Sentencje trzeba było jednak interpretować, co sprawiało, że każde wróżenie nadawało się do mnożenia przykładów synchroniczności, lecz nie sposób było wykorzystać tej metody do badań. Jung zatem postanowił sięgnąć do zachodniej praktyki wróżbiarskiej, którą jest właśnie astrologia. Zdecydowanie łatwiej było bowiem przeprowadzić eksperyment statystycznych (przy okazji sprawdzając, czy ta praktyka mantyczna należy wciąż do znaczących przypadków) badając już zrobione horoskopy zebrane przez jego współpracownice Lilianne Frey-Rohn. Szwajcar wybrał zagadnienie małżeństwa i chciał sprawdzić, czy faktycznie związek formalny ma powiązanie z ułożeniem ciał niebieskich – chodziło o Słońce i Księżyc. Do eksperymentu wykorzystano na początku pakiet losowo zebranych horoskopów stu osiemdziesięciu małżeństw i wyszła w nich dominacja (10%) jednej z trzech koniunkcji, które według tradycji astrologicznej sprzyjają małżeństwu. Chcąc sprawdzić ten wynik zebrano kolejny pakiet horoskopów – tym razem było ich dwieście dwadzieścia. Efekt był taki, że w 10,9% pojawiło się inne, tak samo ważne dla małżeństwa połączenie. Szansa uzyskania takiego wyniku w obu przypadkach wynosiła 1: 10 000. Szwajcar podjął się przebadania jeszcze jednego pakiety, który tym razem zwiera osiemdziesiąt cztery horoskopy – tutaj wyszła trzecia (9,6%), również ważna dla małżeństwa koniunkcja (prawdopodobieństwo jej wystąpienia wynosiło 1: 3000.) Jung był zdumiony wynikiem, który w jakiś sposób potwierdzał wiedzę astrologiczną. Postanowił jednak sprawdzić jeszcze raz swój rezultat, lecz tym razem wymieszał horoskopy, wybrał losowo trzysta i podzielił je na równe trzy zbiory po sto każdy. Wyniki nie były już tak zadowalające – w pierwszym pakiecie brakło dominacji, w drugiej pojawiły się dwie po 11%, w tym jedna z poprzedniego badania, a w trzecim 12% dotyczyło tej samej dominacji, początkowo badanym trzecim pakiecie. Dla Junga w kontekście synchroniczności ważne były jednak nie same osiągnięte wyniki (de facto potwierdzające, że astrologia generuje wyłącznie zdarzenia synchroniczne – wyniki były w granicach przypadku), lecz dziwny zbieg okoliczności, który sprawił, że przy pierwszym badaniu statystycznym pojawiła się taka ciekawa zbieżność. Horoskopy do konkretnych pakietów były wybierane losowo, a ich ilość niezdeterminowana, a jednak mimo to dziwnym trafem wyszły takie, a nie inne wyniki. Podczas wybierania musiało zatem dojść do zjawiska synchronicznego, które w drugiej próbie już nie wystąpiło. Psycholog uważał, że stało się tak dlatego, że jego nastawienie się zmieniło – entuzjazm przeszedł w rutynę, a więc na poziomie emocjonalnym nie było żadnego połączenia z wynikiem. W eksperymentach Rhine’a natomiast statystyka była dobra, ponieważ często zmieniał badanych, a co za tym idzie, utrzymywali oni cały czas pozytywne nastawienie. Jung zatem na podstawie własnych i cudzych badań dedukował, że znaczące przypadki występują jedynie przy współudziale odpowiedniego stanu psychicznego28.

d) psychologia nieświadomości a synchroniczność – nowa wizja archetypów

Jung zachęcony przez Pauliego zaczął zastanawiać się nad tym, jak połączyć wydarzenia synchroniczne z koncepcją archetypu, co było nieco karkołomne. Jak zauważyłem w notce Archetypy w pigułce… psycholog na podstawie szeroko zakrojonych badań ustalił, że w psychice człowieka istnieją pewne ogólne dla jego gatunku możliwości do zaistnienia typowo ludzkich zachowań. Przejawiają się one w postaci symbolów w marzeniach sennych, mitologiach oraz szeroko pojętej twórczości. Psycholog powiązał te możliwości z mózgiem i układem nerwowym – każdy z nas ma taki sam mózg i układ nerwowy, stąd też możliwości te dziedziczone wraz z nimi. Dyspozycje te zostały nazwane przez Junga archetypami („praobrazami”) i tworzyły nieświadomość zbiorową – taką samą u wszystkich ludzi podstawę psychiki. Ich funkcja to przede wszystkim wpływanie na rozwój jednostki, stąd też kiedy się pojawiają w formie symbolu, należy je zinterpretować i zintegrować, a jeśli uda się to zrobić poprawnie, to człowiek zwiększa swoją samoświadomość (w telegraficznym skrócie to tyle – jeśli brzmi to enigmatycznie, to sugeruje przeczytać wcześniej wspomnianą notkę). Skoro więc mowa o mózgu, to nie sposób połączyć archetypów ze zjawiskiem synchroniczności, bo jak niby ten element psychiki może wiązać się ze znaczącymi przypadkami? Przecież to, że mamy podobną budowę danego organu nie wpływa na pojawianie się zjawisk wychodzących poza obręb przyczynowości. Jung postanowił zatem zrewidować swoją koncepcją archetypów, do czego miał odpowiednie przesłanki…

Pierwszą przesłanką była obecność symboliki archetypowej w wydarzeniach synchronicznych. Spójrzmy na przykład na historię ze skarabeuszem. Ten owad według starych wierzeń jest symbolem odrodzenia, które niewątpliwie nastało podczas procesu terapeutycznego – klientka ukończyła terapię z powodzeniem. Przejawienie się praobrazu również widać w przypadku historii ze śmiercią i ptakami – otóż te latające stworzenia, jak i same pióra dawniej były wiązane z duszą29.

Jak jednak połączyć nieświadomość zbiorową z eksperymentami Rhine’a? Jung tłumaczy to w ten sposób, że wyniki tych badań zostały osiągane tylko w określonym stanie emocjonalnym, emocje z kolei mają swoje źródło w archetypach. Ponadto Szwajcar zauważa, że wszystkie zjawiska synchroniczne łączy „niemożebność”, czyli po prostu to, że wydarzenia te mają w jakiś sposób charakter cudowny, dzięki któremu osoba osiąga coś, co wydawało się niemożliwe. Z praktyki lekarskiej Jung wie, że to właśnie w takich momentach pojawiają się archetypy (np. w marzeniach sennych) – tak zresztą było w przypadku skarabeusza. Kiedy więc w eksperymencie parapsychologicznym osoba staje przed czymś wykraczającym poza przyczynowość, to jej stan psychiczny (nie ważne, czy sceptyczny, czy nie) powoduje wystąpienie czegoś nieoczekiwanego, czyli osiąga pozytywne rezultaty. Rolę też tutaj odgrywa oczywiście autorytet naukowy i sposób prowadzenia eksperymentu – to bowiem generuje intensywniejsze stany psychiczne. Choć więc symbolika archetypowa nie jest widoczna w badaniach Rhine’a, to Jung uważa, że na podstawie podobieństw w stanie psychicznym można spokojnie mówić o działaniu „praobrazów”30. Warto zaznaczyć, że również wydarzenia takie jak przepowiadanie przyszłości, czy wizja Swedenborga mogą wchodzi w połączenie z archetypami, bowiem i one są „niemożebne”.

Symbolika symboliką, a niemożebność niemożebnością, ale wciąż nie sposób wyobrazić sobie w jaki sposób nieświadomość zbiorowa będąca w mózgu i układzie nerwowym miała by być powiązana z synchronicznością. Tutaj więc zachodzi pewna zmiana, ponieważ Jung uważa, że w świetle tego wszystkiego, co zostało już powiedziana, nie sposób utrzymać koncepcji jakoby psychika ludzka ograniczała się wyłącznie do organu pod czaszką. Decyzje tą argumentuje tym, że owady, które są uważane za „automaty odruchowe” (zamiast mózgowo-rdzeniowego systemu nerwowego posiadają tylko system drabinkowy) nagle potrafią porozumiewać się w całkiem ciekawy i wydawałoby się świadomy sposób. Przykładem są tutaj pszczoły, które tańcem informują innych uczestników roju, w którym miejscu znajduje się pokarm, a także potrafią wskazać kierunek i odległość. Stąd też okazuje się, że system drabinkowy potrafi zdziałać to samo, co ludzki mózg, albo po prostu psychika ma swoje źródło w czymś wykraczającym poza naszą fizjologię. Innymi, już typowo ludzkim przykładami pokazującym psychiatrze, że psychika istnieje poza naszym mózgiem są medyczne przypadki, w których pacjent potrafi opowiedzieć ze szczegółami co się działo podczas zabiegu, chociaż podczas niego był nieprzytomny31. W związku z powyższymi, Jung z pomocą Pauliego ukuł pojęcie „psychoidu”32 – określało ono byty psychopodobne (quasi-sychicznych). Bytami tymi są oczywiście archetypy, które istnieją w w przestrzeni, gdzie psychika i materia nie są jeszcze zróżnicowane, stąd też nie mogą być treściami świadomości33 (w związku z tym nie można ich poznać bezpośrednio, lecz w symbolach lub stanach psychicznych). Jung stwierdza zatem, że psychè i świat fizyczny mogą być dwiema „aspektami tej samej sprawy”34. Dlatego też w jego koncepcji nie ma już przeciwwskazań, żeby stan emocjonalny był związany z obiektywnym wydarzeniem zewnętrznym. Ludzie i cały świat są więc na jakimś podstawowym poziomie połączeni, co też zostało oznajmione przez Szwajcara w 1945 roku w liście do Rhine’a – zaznacza on tam, iż nieświadomość zbiorowa oddziałuje tak, jakby była jednością, a nie czymś rozdzielonym pomiędzy odrębne jednostki35. Dodać do tego należy, że tak pojęta sfera poza-świadoma posiada przed doświadczalną wiedzę, która aktywizuje się przez archetyp w trakcie zdarzenia synchronicznego36 – nie trudno jej zatem przekroczyć odległość i czas.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny szczegół. Można bowiem wysnuć błędny wniosek, że archetypy są przyczynami zjawisk synchronicznych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż Jung w swoich pracach zawsze pisze o współwystępowaniu archetypu w trakcie zjawisk sensownie zbieżnych, a nie o ich roli w ich powstawaniu tych zdarzeń37. Przyczyna pozostaje więc niewiadoma, stąd też synchroniczność jest akauzalna (poza-przyczynowa).

Będąc przy temacie archetypów, warto zwrócić uwagę, że jungowska redefinicja tego pojęcia nie przekreśla jego poprzedniego rozumienia, a jedynie je rozszerza. W praktyce chodzi po prostu o to, że wcześniej szukało się oznak działania „praobrazów” w naszych snach i stanach psychicznych. Teraz natomiast mamy podstawy by widzieć je równie w realnej rzeczywistości zewnętrznej. Materialiści oczywiście (jeśli zgodzą się z koncepcją archetypu) zostaną przy pierwszym wariancie, bowiem (jak pisałem w podlinkowanym wcześniej poście) znajduje on potwierdzenie we współczesnej nauce w postaci uniwersaliów gatunku ludzkiego. Rozszerzona wersja koncepcji „praobrazów” pokazuje psychikę jako coś poza mózgiem, a co za tym idzie, zdecydowanie nie mieści się ona w paradygmacie naukowym, stąd też nie każdy za nią pójdzie. Moje osobiste doświadczenie przekonuje mnie do drugiego wariantu, o czym piszę w ostatniej części postu.

III. Czym jest w końcu ta synchroniczność?

Skoro już jesteśmy po opisie starań, jakie podjął Jung w kierunku zrozumienia fenomenu synchroniczności, to czas to wszystko jakoś sensownie poukładać. Zacznijmy może najpierw od samej nazwy. Psycholog zaznacza, że jego terminu nie powinno mylić się z „synchronizmem”, czyli równoczesnym współwystępowaniem zjawisk. W synchroniczności chodzi bowiem o znaczenie, które łączy wydarzenia istniejące poza przyczynowością, a czas, co już wiadomo po poprzednim fragmencie notki, nie jest tutaj istotny – powiązane sytuacje mogę w stosunku do siebie mieć miejsce w przeszłości lub w przyszłości38. Jak już było mówione, również i odległość nie miała wpływu na wydarzania synchroniczne. Stąd też Szwajcar dzieli to zjawisko na trzy grupy39:

  1. Występowanie nie dającej się wytłumaczyć przyczynowo zbieżność pomiędzy zachodzącymi w tym samym czasie i tej samej przestrzeni stanem psychicznym jednostki i obiektywnym zdarzeniem zewnętrznym. Taka sytuacja miała miejsce w historii ze skarabeuszem.

  2. Zbieżność wskazująca na powiązanie pomiędzy psychiką człowieka, a odległym, lecz występującym mniej więcej w tym samy czasie zdarzeniem. Oczywistym przykładem będzie tuż pożar Sztokholmu, który zobaczył w swojej wizji Swedenborg.

  3. Zbieżność stanu psychicznego człowieka i zdarzenia, które ma nastąpić w przyszłości – tutaj egzemplifikacją jest historia ptaków zwiastujących śmierć męża wyżej wspomnianej kobiety, a także stosowanie rozmaitych praktyk mantycznych (przepowiadanie przyszłości)

Dodać do tego należy, że, aby zjawisko synchroniczności mogło zaistnieć, musi istnieć naturalnie obserwator, który rozpozna sens zdarzenia40.

Jung uważa, że, aby pełniej rozumieć rzeczywistość należy włączy do triady przyczynowość, czas, przestrzeń czwarty element, którym jest synchroniczność. Dopełnia ona bowiem obraz świata o zainteresowanie się tym, co ma odmienną specyfikę, a wcześniej było ignorowane i etykietowane jako po prostu nie warty zachodu „przypadek”. Można w tym kontekście mówić o szerszym pojęciu synchroniczności, jako o poza-przyczynowym porządkowaniu zjawisk psychicznych i fizycznych, a także węższym, czyli o szczęśliwie zaobserwowanej przez człowieka zbieżności pomiędzy jego stanem wewnętrznym i rzeczywistością zewnętrzną41.

Na koniec tego fragmentu warto dodać, że dla Junga dzielenie świata na to co fizyczne i psychiczne jest wtórne, więc nie może dziwić, że Piróg uważa psychologa za przedstawiciela nurtu filozoficznego zwanego panpsychizmem. Niektórzy zarzucają Szwajcarowi, że był metafizykiem (idealistą), ponieważ wierzył w istnienie jakieś lepszej, idealnej rzeczywistości. Nie jest to jednak prawdą, bo psychoidalny element właściwie stoi zarówno poza idealizmem, jak i materializmem. Zauważmy, że chodzi o głębszy poziom świata, gdzie fizyczność i psychiczność są jednością, a co za tym idzie, żaden z wyżej wspomnianych poglądów nie jest lepszy. Stąd też Piróg konkluduje: „Koncepcja synchroniczności ma tę pozytywną cechę, że zachowuje niezbędną drogę środka”42. To właśnie ten aspekt różni Junga od większości myślicieli, którymi się inspirował.

IV. Inne przykłady znaczących zbieżności (w tym doświadczenia własne)

W notce dotychczas pisałem o doświadczeniach przedstawionych przez Junga i jego wysiłkach, które doprowadziły go do powstania koncepcji synchroniczności. Teraz, żeby trochę zrównoważyć, chciałbym przedstawić dwa niezależne od niego przypadki (w tym dwa własne), które pokazują, że Szwajcar może mieć racje.

a) Moje osobiste doświadczenia synchroniczne

Choć fenomen synchroniczności fascynował mnie od dawna i miewałem od czasu do czasu dziwne zbiegi okoliczności, to nie byłem przekonany do archetypowego podłoża tego zjawiska. Było tak aż do czasu, gdy sam nie doświadczyłem znaczącego zbiegu okoliczności, który pomógł mi na mojej drodze rozwoju osobistego.

Swego czasu miałem ogromne zaniżenie nastroju, stany lękowe oraz czułem w sobie ogromną ilość gniewu. Moja energia psychiczna była bardzo słaba, bo koncentrowałem się na tłumieniu negatywnych emocji, które od czasu do czasu dawały o osobie znać w postaci różnych afetków. Śniło mi się wtedy bardzo często, że miałem ochotę na jazdę na rowerze, lecz niestety nie miałem jednego koła. Na nieszczęście brakująca część znajdowała się u osoby, która mnie zraniła. Nie byłem jednak w stanie nic zrobić, aby otrzymać swoją zgubę, co bardzo dobrze odzwierciedlało mój psychiczny stan. Chciałem bowiem za wszelką cenę pozbyć się bólu, który w sobie nosiłem, ale nie potrafiłem. Przeczytałem multum poradników i od razu wcielałem w życie poznane techniki. Czułem się dzięki temu lepiej, ból słabnął, ale po jakimś czasie wracał. Prawda była taka, że krążyłem wokół jądra problemu – usuwałem skutki, lecz przyczyna pozostawała nietknięta. Któregoś dnia będąc na kawie u przyjaciela wyznałem mu: „Nie mam już siły, to koniec! Już nic nie robię!”. Wieczorem przed pójście spać pomodliłem się do Boga (jestem wierzący) powtarzając powyższe słowa i dodając do tego: „Teraz Twoja kolei. Ja jestem bezsilny”. Następnego dnia moje samopoczucie nie uległo poprawie. W pewnym momencie poczułem, że chce się przejść, więc poszedłem za tą intuicją. Idąc przez miasto przyszła mi do głowy myśl, że warto wstąpić do dyskontu z książkami, choć z drugiej strony nie chciało mi się czytać, a tym bardziej widzieć już żadnych książek z zakresu rozwoju osobistego. Mimo to w sklepie pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę była żółta książka dr Eileem Borris-Dunchunstang pt. Przebaczanie. Siedem etapów programu uwalniania się od gniewu i goryczy. Uznałem to za znak i postanowiłem ją kupić, choć do przebaczania miałem wrogi stosunek – błędnie utożsamiałem je z zapominaniem, a z praktyki wiedziałem, że nie da się tego zrobić żadną techniką. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę, a technik przeszła moje największe oczekiwania. Emocje znalazły zdrowe ujście i zostały uwolnione, a ja poczułem się wewnętrznie uzdrowiony (o tym, jak działa program proponowany przez autorkę książki piszę w notce: Jak przebaczać innym? – skuteczna technika, dzięki której wzrośniesz!).

Tak doświadczyłem wydarzenia synchronicznego – szedłem kierowany czymś wewnętrznie, co było sprzeczne z moim podejściem do rzeczywistości. Tym czymś oczywiście był Bóg, czyli w rozumieniu jungowskim nieświadomość zbiorowa – archetypy był widoczne jak na dłoni. W snach bowiem występowało „koło”, czyli symbol jedności, a zarazem cyklicznego ruchu odnowy43. Nie rozumiałem jednak znaczenia tego snu, poddałem się więc procesowi i oddałem całą pałeczkę nieświadomości, która nie tylko pokazała mi jak powinno się rozumieć sny, ale dała mi również technikę pozwalającą w skuteczny sposób zasymilować treści wyparte.

Inne wydarzenie synchroniczne, które miałem okazje przeżyć, było bliskie temu, co doświadczył Swedenborg. Otóż moja babcia przebywała od dłuższego czasu w szpitalu. Pewnej nocy przyśniło mi się, że idę w długim kondukcie pogrzebowym – niebo było mroczne, słychać było kościelne dzwony, a droga była męcząca i niemiłosiernie się dłużyła. Z tego nieprzyjemnego snu obudziły mnie słowa mojej mamy, która nagle wtargnęła do pokoju: „Obudźcie się! Jedziemy do szpitala. Babcia nie żyje…”. Ta szokująca synchroniczność ma aż nazbyt archetypowe podłoże – symbole funeralne są bardzo mocno zakorzenione w kulturze. Tak czy inaczej, gdy myślę teraz o tym, przechodzi mnie dreszcz…

b) Historia Viktora Frankla

Inną historią, niezależną od prac Junga była ta, która dotknęła jednego z czołowych psychiatrów XX wieku, a więc Viktora Frankla. Osoba ta, z tego co mi wiadomo nie za bardzo przepadała za koncepcjami Szwajcara, stąd też nie nazwał swojego zdarzenia synchronicznym, choć było ono ciekawą egzemplifikacją tego interesujące nas zjawiska.

Frankl był żydem i podczas II Wojną Światową miał możliwość wyjechać ze swojej ojczystej Austrii do USA, żeby nie zostać zesłany do obozu koncentracyjnego. Sprawa nie była jednak tak prosta, ponieważ w kraju pozostaliby jego rodzice. Długo nie mógł zdecydować co uczynić – czy poświecić się nauce i tworzonej przez siebie koncepcji, czy też zostać z bliskimi i wspierać ich w tych okrutnych czasach. Nie był w stanie podjąć decyzji, która, jak sam mówił, prosiła się o „interwencje niebios”. Aż tu pewnego dnia znalazł on na stole w domu kawałek marmuru. Spytał się ojca, skąd wziął się ten kamień, na co tamten odparł, że są to pozostałości po spalonej przez nazistów synagodze, a znalezisko to fragment tablicy z przykazaniami. Frankl zaciekawiony zapytał, jaki napis widnieje na marmurze. Okazało się, że była to litera hebrajska symbolizująca przykazanie: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. W tym momencie psychiatra podjął decyzję, że zostaje44. Warto dodać, że doświadczenia z obozu stały się podstawą jego koncepcji psychologicznej, którą nazwał „logoterapią” (Pisałem o tym więcej w notce: Czym jest duchowość? – sens i kreatywność jako istota rozwoju duchowego).

W tym wydarzeniu nie widać działania archetypu, ale jest oczywiście stan psychiczny, który sprzyja jego zaistnieniu. „Interwencja niebios” to nic innego, jak manifestacja jungowskiej nieświadomości zbiorowej.

c) historia Josepha Cambraya

Warto też zwrócić uwagę, na zasłyszaną przeze mnie historię opowiedzianą przez Josepha Cambray’a podczas promocji polskiego wydania jego książki Synchroniczność. Natura i psyche we wszechświecie wzajemnych połączeń45. Otóż autor (psychiatra) miał pacjentkę, z którą proces nie szedł jak powinien, a co więcej, podczas procesu miała nastąpić przerwa – psychoanalityk wyjeżdżał. Obie strony ustaliły jednak, że będą prowadzić sesje telefonicznie. Któregoś dnia kobieta odpowiedziała swój sen, w którym znajdowała się w ciemnym lesie i szukała Cambray’a, lecz nie mogła go znaleźć. Psycholog przebywał na Filipinach, stąd też po rozmowie pojechał razem z grupą turystów nurkować. Pod wodą, na dość sporej głębokości doznał dziwnego, przytłaczającego stanu lękowego. Kiedy wypłynął na powierzchnię okazało, że miejsce, w którym przyszło im nurkować nazywa się „Czarny las” (Black Forest). Wtedy też nagle go olśniło – zdarzenie to spowodowało, że poczuł się tak samo jak w relacji z nim i w życiu czułą się pacjentka. Dzięki temu doświadczeniu mógł zwiększył swoją empatię w stosunku do kobiety. Proces terapeutyczny nagle ruszył do przodu, bo jak się okazało, to właśnie podejście terapeuty blokowało postęp. Tak więc u Cambray’a było podobnie jak u mnie – ja nie mogłem zrozumieć swojego snu, a on nie był w stanie zrozumieć pacjentki, a obie sprawy zostały rozwiązane przez przejawienie się nieświadomości zbiorowej. Symbolem archetypowym był w tym kontekście las, czyli miejsce związane ze sferą irracjonalną i mroczną częścią naszej psychiki46.

Podsumowanie

To by było na tyle jeśli chodzi o synchroniczność. Nie wiem czy przekonałem Was do tej koncepcji, ja osobiście uważam, że Jung opracował ją najlepiej ja się dało – opisywanie tego typu rzeczy dla naszych racjonalnych umysłów jest bowiem sprawą niezwykle trudną. Zapraszam do dyskusji w komentarzach, a także opisania własnych doświadczeń synchronicznych, jeżeli kiedyś takowych doświadczyliście.

Pozdrawiam 🙂


1 A. Storr: V. Carl Gustav Jung. W: Tegoż: Kolosy na glinianych nogach. Studium o guru. Tłum. J. Prokopoiuk, P.J. Sieradzan. Warszawa 2009, s. 145.

C.G. Jung: O synchroniczności. W: Tegoż: Dynamika nieświadomości. Tłum. R. Reszke. Warszawa 2014, s. 545-546.

C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych. W: Tegoż: Dynamika nieświadomości…, s. 465.

Tamże, s. 466.

C.G. Jung: O synchroniczności…, s. 541-542.

C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 453-454.

A. Storr: V. Carl Gustav Jung. W: Tegoż: Kolosy na glinianych nogach…, s. 145.

6 J. Camray: Synchroniczność. Natura i psyche we wszechświecie wzajemnych połączeń. Katowice 2014, s. 7

7 Tamże.

8D. Bair: Jung. Biografia. Tłum. R. Reszke. Warszawa 2009, s. 201 (przypis 52).

9 J. Camray: Synchroniczność…, s. 14.

10 K. Maurin: Myśliciele kreu Eranosa – Jung, Pauli, Corbin. W: Fenomen Junga. Dzieło. Inspiracje. Współczesność. Red. K. Maurin, A. Motycka. Warszawa 2002, s. 20.

11 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 7.

12 A. Storr: V. Carl Gustav Jung…, s. 143-144.

13 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 25.

14 C.G. Jung: XVIII. Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…., s. 449-451.

15 J. Prokopiuk: C.G. Jung i psychologia analityczna. W: Tegoż: Mój Jung. Katowice 2008, s. 36.

16 A. Storr: V. Carl Gustav Jung…, s. 143-144.

18 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 21.

19 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akuzulnych…, s. 455-457, 476, 510-517.

20 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 10.

21 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 455-456.

22 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 11.

23 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 459-462.

24 Tamże, s. 462.

25 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 11.

26 Tamże, s. 19.

27 C.G. Jung: Przedmowa do „Yijing”. Tłum. W. Chełmiński, E. Sobaszek. W: Tegoż: Podróż na wschód. Oprac. L. Kolankiewicz. Warszawa 1989, s. 178-195.

28 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 484-505.

29 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 466-467.

30 Tamże, s. 468.

31 Tamże, s. 526-529.

32 D.H. Rosen: Słowo wstępne. W: J. Cambray: Synchroniczność…, s. XIV.

Tak właściwie to pojęcia tego używał wcześniej biolog Hans Driesch oraz Eugene Bleuer, ich rozumienie tego terminu jednak jest zupełnie różne od tego, które proponuje Jung (J. Cambray: Synchroniczność…, s. 13).

33 J. Cambray: Synchroniczność…, s. 13)

34 C.G. Jung: Teoretyczne refleksje o istocie psychiczności. W: Tegoż: Dynamika nieświadomości…, s. 234.

35 J.S. Bolen: Tao psychologii. Synchroniczność i jaźń. Tłum. J. i B. Moderscy Poznań 1999, s. 37.

36 J. Jacobi: Psychologia C.G. Junga. Tłum. S. Łypacewicz. Warszawa 1992, 73-74

T. Olchanowski: Poza przeznaczeniem i przypadkiem. „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury. Jedność Przeciwieństw – Jung nieznany” nr 3-4/2011, s. 43.

37 M. Piróg: Synchroniczność – panpsychiczna wizja rzeczywistości. W: Inspiracje jungowskie. Metafory, sny, archetypy. Red. M. Adamiec, F. Białecki, K. Czech. Warszawa 2006, s. 57.

38 C.G. Jung: Synchroniczność jako zasada związków akauzalnych…, s. 469

39 C.G. Jung: O synchroniczności… s. 546.

40 M. Piróg: Synchroniczność – panpsychiczna wizja rzeczywistości…, s. 58.

41 Tamże, s. 57-58.

42 M. Piróg: Synchroniczność – panpsychiczna wizja rzeczywistości.., s. 55.

43 Koło. W: Leksykon symboli Herder. Oprac. M. Oesterreicher-Mollwo. Tłum. J. Pokopiuk. Warszawa 1992, s. 66.

44 V.E. Frankl: Człowiek w poszukiwaniu sensu. Głos nadziei z otchłani Holocaustu. Tłum. A. Wolnicka. Warszawa 2017, s. 18-19.

46 Las. W: Leksykon symboli. Herder…, s. 82-83.